wtorek, 8 listopada 2011

Kairskie impresje

Choć wróciliśmy z ostatniej wyprawy już ponad dwa tygodnie temu, to jakoś nie było czasu na dłuższą relacje, czy choćby wrzucenie kilku zdjęć... Tak to już jest - wracamy i zamiast oglądać sobie zdjęcia, trzeba się zająć przywiezionymi skarbami. Ale oto wreszcie kilka słów o podróży.
Przede wszystkim - to była taka sobie malutka wyprawka - blisko, bezpiecznie, bez szaleństw i pokonywania dużych odległości. Wszystko dlatego, że była to pierwsza zagraniczna podróż 8-miesięcznej Niny! Nina była w Wielkiej Piramidzie (a także, jak widać, u jej stóp miała lunch), pełzała po meczetach, odwiedziła Tutenchamona, dawała się wielbić tłumom ;), jadła ryby w Aleksandrii i świeże mango słodsze od miodu...
Byliśmy w Kairze i Aleksandrii. Powoli, bez pośpiechu, bez napiętego programu... Podobno w wakacje z dzieckiem nie da się wypocząć - nam udało się to doskonale! Nie męczyło noszenie Niny (wózka nie mieliśmy; przez dwa tygodnie widziałam zaledwie 3 wózki, Egipcjanki po prostu noszą dzieci na rękach), upał po pierwszych dwóch dniach był już znośny, pogoda piękna, Kair wielki...
No właśnie, wielki! Nie wiem, co można tu zobaczyć w czasie jedno-, dwudniowej wycieczki znad Morza Czerwonego, ale my wciąż nie zobaczyliśmy wszystkiego. Było kilka zaskoczeń, wszystkie pozytywne. Kair okazał się mniej zasmogowany, niż się naczytaliśmy; nie doświadczyliśmy "zemsty faraona", a taksówkarze wcale aż tak nie kantują. Za to, niestety, kuchnia egipska nas nie powaliła. Cały czas wspominaliśmy z rozrzewnieniem przysmaki syryjskie...
W każdym razie już wiemy, że wracamy do Egiptu - ale następnym razem będziemy już znacznie więcej się przemieszczać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz