piątek, 18 listopada 2011

Beduińskie love story

Nic na to nie poradzę. Zakochałam się. Miłość trwa już dobrą chwilę, dokładnie jakieś 3 lata - wtedy to kupiłam sobie książkę o biżuterii etnicznej i zobaczyłam naszyjniki - amulety, takie jak ten - zwane hirz. Te w książce bywały bardziej wypasione, niektóre olbrzymie, a ja, kiedy tylko znalazłam się w zasięgu ich występowania (czyli w zeszłym roku w Syrii i Jordanii), szukałam do upadłego.
Łatwo nie było: dziś już hirzów się nie produkuje, pewnie mało kto je nosi... Sprzedawcy cenią je wysoko. Znalazłam zaledwie kilka niewielkich sztuk, poobijanych, nadgryzionych zębem czasu, ale z każdej się cieszyłam. Jeden został u mnie, reszta poszła już w świat.
A ja przy każdej okazji szperając po bazarach szukam ich nadal. Ten właśnie przyjechał :) Wisiał gdzieś w kącie, przywalony "lepszymi" wisiorami. Jest przepiękny. Duży. Świetnie zachowany - z oryginalnym łańcuchem i łańcuchowymi chwostami.
Postanowiłam, że taki właśnie zostanie i może podbije czyjeś serce tak, jak podbił moje... (czeka na nową właścicielkę na Bazarze MultiKulti)

2 komentarze: